Okolice i Erywań

Górskie widoki zamieniamy na gorącą i lepką atmosferę wielkiego miasta. Erywań zmienia się powoli, od naszej wizyty tutaj minęły trzy lata, a w mieście poruszamy się tak jakbyśmy wyjechali miesiąc temu, te same sklepy, te same busiki, te same kawiarnie w centrum i te same brzydkie bloki z czasów Sajuza. No może w sferze knajpianej się nieco pozmieniało, sporo ciekawych miejsc skupionych przy ulicy słynnego ormiańskiego malarza Marititosa Saryana w okolicy kultowej winiarni/sklepu „In Vino” (pod numerem 6) pozwala spędzić miło czas niemal dowolnie żonglując klimatami kulinarnymi – francuskie wina, hiszpańskie tapasy, azjatyckie frykasy i śródziemnomorskie rarytasy. Globalizacja kawiarniano-restauracyjna przybyła:)
Tym razem mamy prawie trzy pełne dni do dyspozycji, dwa przeznaczyliśmy na okolice Erywania – świątynię w Garni, monastyr Geghard i „Ormiański Watykan”, czyli Echmiadzyn, trzeci dzień będzie miejski – muzea, spacery, zakupy.
Górskie widoki zamieniamy na gorącą i lepką atmosferę wielkiego miasta. Erywań zmienia się powoli, od naszej wizyty tutaj minęły trzy lata, a w mieście poruszamy się tak jakbyśmy wyjechali miesiąc temu, te same sklepy, te same busiki, te same kawiarnie w centrum i te same brzydkie bloki z czasów Sajuza. No może w sferze knajpianej się nieco pozmieniało, sporo ciekawych miejsc skupionych przy ulicy słynnego ormiańskiego malarza Marititosa Saryana w okolicy kultowej winiarni/sklepu „In Vino” (pod numerem 6) pozwala spędzić miło czas niemal dowolnie żonglując klimatami kulinarnymi – francuskie wina, hiszpańskie tapasy, azjatyckie frykasy i śródziemnomorskie rarytasy. Globalizacja kawiarniano-restauracyjna przybyła:).

Tym razem mamy prawie trzy pełne dni do dyspozycji, dwa przeznaczamykiśmy na okolice Erywania – świątynię w Garni, monastyr Geghard i „Ormiański Watykan” czyli Echmiadzyn, trzeci dzień będzie miejski – muzea, spacery, zakupy.

Garni to kompleks świątynny pochodzący z VII w. p.n.e. Dziś jedyną budowlą stojącą w kompleksie jest kopia pochodzącej z I w. p.n.e bazaltowej świątyni poświęconej Bogu słońca Mitrze. Kopia, bo oryginał zawalił się podczas trzęsienia ziemi w XVII w.- siły natury bardziej pustoszyły Armenię niż najeźdźcy. Świątynia została odrestaurowana bardzo fachowo w sposób dobrze eksponujący oryginalne fragmenty budwali (nagroda UNESCO za najlepszą odbudowę w 2011 roku). Choć trudno uciec od wrażenia, że wygląda nieco sztucznie, to jednak całość – z jednej strony wyraźnie hellenistyczna, z drugiej posiadająca elementy architektury ormiańskiej spotykane w późniejszych budowlach – robi naprawdę duże wrażenie. Niewątpliwie przyczynia się do tego położenie – na bazaltowym klifie zwisającym nad doliną rzeki (warto zejść na dół lub dogadać się z taksówkarzem, aby połączyć to z wzjazdem do Gegharda).

Monastyr Geghard to arcydzieło ormiańskiego średniowiecza wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Sama nazwa wzięła się od włóczni, której to relikwia była tu ponoć przechowywana. Choć obecne zabudowania pochodzą właśnie ze średniowiecza (XII-XIII w.), to miejsce kultu znajdowało się tam już w czasach pogańskich, a do dziś bijące źródło było i jest uważane za cudowne. Znaczna część monastyru została wykuta w skale, co robi szczególne wrażenie w przypadku górnego żamatunu posiadającego absolutnie genialną akustykę.

Jeśli możesz sobie pozwolić tylko na jeden wypad poza Erywań – Geghard to pozycja obowiązkowa. Transport jest banalnie prosty – marshrutka z dworca Gai (zwanego też Mercedes) zawozi do miejscowośći Garni (300 AMD) potem taksówka do Gegharda i ew. dodatki.

Kolejny dzień to wypad do siedziby Katolikosa, czyli Jego Świątobliwości Najwyższego Patriarchy i Katolikosa Wszystkich Ormian – głowy Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego. Jego siedziba mieści się w Eczmiadzynie, do którego za 200 AMD zabrał nas autobus ze stacji Kilikia.

Katedra w Eczmiadzynie – najstarsza chrześcijańska budowla w Armenii (początki z 301 r.) – jest w remoncie. A przynajmniej trzy z pięciu kopuł, w tym główna, są zastawione rusztowaniami, trudno więc było nam podziwiać bryłę świątyni. W środku za to pięknie odrestaurowane freski bardzo odróżniały ten kościół od innych, zwykle ascetycznych monastyrów. W końcu ormiański Watykan.

Eczmiadzyn to cały kompleks świątyń, zarówno tych sprzed wieków, jak i nowych. Tętni życiem, bo miejscowi chętnie chrzczą tam swoje dzieci i biorą śluby. A po południu korzystają po prostu z tamtejszych ogrodów jako miejsca wypoczynku. Od zwykłych parków odróżnia je tylko większa liczba księży, naturalnie ze smartfonami 😉

Dodaj komentarz