Georgetown, szósta rano

Coś się kończy, coś się zaczyna… Wy zbieracie się do spania, a my wcinamy Dim Sum o 6 rano i zbieramy się na samolot do KL, a wieczorem wylot w drogę powrotną. Georgetown przyjęło nas miło, był relaks i dobra atmosfera spokojnego acz ruchliwego multikulturowego miasta.

Ulice, na których meczety sąsiadują ze świątyniami buddyjskimi, hinduistycznymi i chrześcijańskimi, przypominały klimatem Sarajewo. Multi-kulti jest jedną z cech konstytutywnych Malezji, choć napięcia się zdarzają i problem islamskiego ekstremizmu nie ominął tego państwa. Źródłem dodatkowych tarć (choć może również czynnikiem stabilizującym) jest ekonomiczna dominacja Chińczyków (oraz Nonya – potomków mieszanych małżeństw chińsko-malajskich) połączona z populacyjną dominacją muzułmanów (59%).

Na Penangu jednak tych napięć nie widać, a multikulturowość buduje niezwykle atrakcyjną tkankę miejską. Będzie nam brakować Georgetown (Wandzie najbardziej będzie brakowało Dim Sum).

BTW. Na zdjęciach jest łazienka z naszego ostatniego hotelu, na początku czuliśmy się jak w łodzi podwodnej, ale okazała się być super funkcjonalna. Zakradający się chłopiec, to jeden z wielu pomysłowych murali, które można znaleźć na zabytkowych ulicach Georgetown.

Dodaj komentarz